czwartek, 26 marca 2009

Freud gastryczny pożera

Mężczyzno, mój Panie
zdejmij ubranie
i dusze na dłoni mi podaj
nie jestem godna
owocu miłości dotykać
Freuda znam tylko gastrycznego, co chcę ich zjeść, pożreć, wchłonąć. Przez żołądek do serca, przez żołądek do waginy. Wyginam się więc, z nim bitwy toczę, czasem zwycięstwa odnoszę. Staram się być niewolnicą, służką. Najchętniej jednak bywam praczką, co nad Wisłą swe sweterki od Prady pierze, tylko w chłodnej wodzie. Ręce się więc niszczą, dotknąć się nie dasz. Nie trać lecz nadziei, że coś się może zmienić. Ja jak ten kopciuszek, zrobię sobie na zimę kożuszek, w nim wyruszę i Cię wzruszę. Ty arystokrata, krew błękitna, krew złota. Nic to jednak nie zmieni, bo lubisz spółkować ze służebnicami. Nie zarażę wenerę, nie będę zbyt szczerą, bo płód nasz do beczki skryję, płachtą brudną nakryję.
nie jestem sama
lekko odziana
myśli moje wokół
jestem w amoku
myślenia
niczego to nie zmienia
tworzenia nie zatrzyma
wiekopomna chwila
gdy samotność dana
jestem roztrzepana
jak dama
Z tymi damami w łożach z baldachimem się pokładasz. Mnie prowadzisz na bezkresne łąki, na Wisły brzegi, gdzie Wars i Sawa miłości byli splątani. Damy dumnie pierś pokazują. Ja licha służka, praczka, kornie na kolana padnę, do ust wezmę snadnie. Nie trzymaj mej głowy tak mocno kochanie, bo zaraz się czymś po prostu udławię. Potem będziemy pokładali się na tej trawie, gdzie i Wars był na Sawie, a ja zmówię do Matki Boskiej litanię. Dziś tajemnica bolesna, bolesną jest kobiecość.
lecz tęsknie i marzę
o dłoniach gładkich
bez przesiadki
lecz z górki lubię
wędrówkę przez otchłanie
nie dam Ci dziś nic wartościowego
to cos złego
gdy mile miedzy nami
krzyknij do mnie
moja pani
się nie pali
dobrze będzie
pójdzie gładko
ugryź sobie ciastko
i głowę na poduszce złóż
niech nawiedzi Cię
7 muz
Mnie już nienawidzą. Te greckie lafiryndy, którym skradłam Apolla, bo zadurzył się we mnie fatalnie. Na chwilę, a nawet na dwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz