sobota, 23 maja 2009

Niepokoje

Szczęście nie ma Twojego imienia
Nęci mnie widmo zbawienia
Po trzech latach cierpienia
Bez imienia dni mijały
Bez celu wyższego
Z łyżką w ręku i w wałkach
Jak w zegarku chodziłam
Byś wolny czas na zabawie przepędził
I opiekę należytą otrzymał
Z rąk kobiecych 
Wyrwać Cię nie mogłam
Bezbożna i nieszczęśliwa
Będę jeszcze długo żyła
Jak wytłumaczysz dziecku nienarodzonemu
Że kawał z Ciebie chuja
Mężczyznę udającego
Niańczyć już nie będę chłopa dorosłego
W pełni rozwiniętego
Nie dla Ciebie wagina moja
Na wagę złota ona
Byłe komu niestworzona
Obyś nadal bawił się dobrze
Bez wyrzutów sumienia oraz troski istnienia
Pustka przez Ciebie przemawia
Której unieść dalej nie mogę
Tym razem mnie pomóc trzeba
Obejdzie się bez ckliwego łaknienia
Piersi mojej
Wyznaj swoje grzechy
Dla mojej uciechy
Bym w spokoju odejść mogła

A zatem


Miłość tu nic
Do rzeczy ma
Zachowuj się stosownie
Do okoliczności
Złamanego serca mojego
Twoje przestało bić dawno temu
Odkąd włos w warkocz zaplatać mogę
Granic bólu nie zmierzę termometr nie zadziała
Bez czucia ciało zimne serce lodowate
Chcesz? 
Ofiaruję Ci w tej podzięce aortę i zespół
Drobniutkich naczynek
Przewrotny to mechanizm
W Twoich dłoniach działa
Ze mną już nie ta zabawa
Duszę się dławię zaraz wykrwawię
Z oczu zejdź moich
Bielmem już zachodzą 
Miłość tu do rzeczy ma wszystko
Nie mogę jeszcze jej wyrzucić
Na wysypisko odpadów uczuciowych
Bez cierpienia życie mnie uwiera
Uśmiech rzadko na ustach zagości
Nie jesteśmy już dziećmi
Pierścionka już nie noszę
Za nędzne trzy grosze
Kosztuje dusza moja
Ciało wartości już nie ma
Zbyt często posuwane
Nie należy do mnie

poniedziałek, 4 maja 2009

liryką ponęca na patyku krolewna

Kara być musi
W sensie religii Twojej
Dopuściłam się tysiąca grzechów
Jaka ze mnie Ewa
Ona kawałek jabłka jedynie
W ustach trzymała
Później penisa smak poznała
I dzieci tyle miała
A kim ja jestem
Już nie kobietą
Człowiekiem tym bardziej
Nazwać mnie nie możesz
Żona Twoja nie zostanę
Błąd na błędzie mi wytykasz
Jestem suką ogrodnika
Co zrobić mam z miłością
Która Ciebie pogrąża
A mnie poniża
Jestem na wyciągnięcie ręki
Nie sięgasz do tych miejsc
Które niezwykłymi zwykły być
***

Świeć nad mą duszą
Posłuchasz od razu
Precz z mego serca
Tego nie usłuchasz
Twojego smutku
Brzemienia bez imienia
Udźwignąć nie zdołam
Spalam się
Od nowa powstaję
Nie lubię tkwić
W tej samej pościeli
Z okazji niedzieli
Nie pieli bez końca
Zarządca ogrodów
I schodów krętych
Wincenty lekko zmięty
***

Piosenki o miłości
Nie zaśpiewam
Strun głosowych naruszać
Zbędnie nie zamierzam
Mocno jak kochasz mnie Ty
Mało zbyt by wiedzieć
Że ową już nie jestem
Coś zmieniło się po drodze
Okres metatezy
Czas na zmiany
Nie ma już liczby mnogiej
Jestem ja
Tak jak Gombrowicz
Przez wszystkie dni tygodnia
Zbawiam siebie od nowa
I nie wiem kim jestem
Kim być mogłam
Znam to doskonale
Do poprawki dusza
Do odsiadki
Za złe zachowanie
***

Nie tworzę z radości serca
Mnie ból uśmierca
W środku sedna sprawy schowany
Szczepionka żadna pomocna
Radości między wierszami
Nie uświadczysz
Tu biuro spraw żywotnie śmierdzących
Zapukaj otworzę
Spojrzę
Już wiem