środa, 4 lutego 2009

Nieprzyzwoita.

Taka jestem skażona
Jako kobieta królewna matrona
A moja korona zniszczona
Na włosach roztrzepanych zwisa


W drzwiach swojej sypialni stanęłam. Nikogo, niczego, nic zupełnie. Wszyscy sąsiedzi węszą, czy spraszam na wizyty panów różnorakich. Kiedyś owszem. Kiedyś tak. Panowie różni. Ci w garniturach pospiesznie rozwiązywali krawaty, biurowe teczki rzucali w kąt. Ich przerażająca mnie w pewnych chwilach rozwaga znikała w mig. Gryźli podwiązki, bieliznę rozszarpywali. Raczej natarczywi, rzadko czuli. Chyba jednak nic do mnie nie czuli. Nieraz na chwilę krótką wracali, by spełnić ich zachcianki. Nigdy nie zabawiali jednak więcej niż jedną noc. Sama chyba nie chciałam. Może się trochę bałam, że zostaną w tym moim mieszkaniu, jak jakiś antyk stary, co dla swary stoi tak i mierzi. Przed lustrem tak stoję, oderwać się nie mogę. Najbardziej we własnym obliczu zakochana, Narcyzą się nazywam żartobliwie i tak ciągle patrzę na siebie skwapliwie. Prócz tego nie lubię smyczył, łacuchów złotych, kuli u nogi także nie znoszę. Choć nieraz potrzebuję i teraz właśnie tak czuję. Rozrywa mi wnętrzności od tego braku miłości. Cielesnych i duchowych uniesień, coś ze mnie aż ulatuję, że aż słabo się czuję.
Potrzebuję natychmiast królewicza
By dotknął mojego łona
Bo jestem zła i konam
Umieram zdycham boleję
Nad samotności goryczą
Metaforyką ścian czterech
Dla pogłębienia psychiki
Może pojadę do Afryki
I smak dzikości poznam
Wycieczki tylko last minute wybieram. Nie planuję, zawsze dekadencko w kasie kupuję bilet do Kairu, Zairu albo do Zimbabwe. Arabscy szejkowie w samolotach nagabują. Tylko business class, tylko wielki świat. Na czarnym lądzie pełna egzotyka. Mężczyzn niezwykle podnieca cera porcelanowa, blond lok. Czarnoskórzy amanci nęcą mnie i kuszą, pożądanie dzikie wzniecają. Aż się duszę! Weź moją duszę, bierz ciało. Bierz! Nic mnie nie przeraża, obok na seks-wczasach sekretarki szparki usługi oferują. Nie będę więc gorsza. Na sawanny trawach kocham się z nomadami, tych stron autochtonami.
Teraz mam jednak ochotę bardziej na francuską pieszczotę, więc na lotnisko pójdę. Paryż ujrzę, tam kochanków tysiące czeka na mnie. Na kloszarda chęć mnie wzięła.
Po europejsku
Lubię sweterek w serek
I do snu go zakładam
Serek uwielbiam także homo
Rano wieczorem i w nocy
Gdy nikt nie patrzy wyjadam palcem
Z głębi opakowania
Lizać i oblizywać. Robię to pasjami. Z kochankami czy bez. Nieraz własnymi palcami. Stają na wysokości zadania zlizując serek z mojego ciała.
Coraz to nowe doznania
Nie jestem już żadna matrona
Tym bardziej nie królewna
Matka ani żona
Nieprzyzwoicie czuję siebie. Taka ze mnie dama nieokrzesana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz